Do Nowego Stawu chciałam się wybrać już jakiś czas temu – ze względu na skrzynkę geocachingową z serii Powrót do Przeszłości (seria składa się z kilkudziesięciu skrzynek na portalu opencaching.pl, a chodzi w nich o to, że w opisie skrzynki są umieszczone stare zdjęcia/pocztówki i zadanie polega na znalezieniu tych miejsc czy obiektów i zrobienie zdjęć o możliwie zbliżonym kadrze). Serię uwielbiam, jak wszystko co jest związane z historią miejsca, które zwiedzamy. Nawet sama założyłam taką skrzynkę w mojej rodzinnej Pszczynie.
Ale wracając do Nowego Stawu – ciągle albo było nie po drodze, albo to za mało jak na jedną wycieczkę. Po urodzeniu się Małoletniego, a tym bardziej Najmłodszego, trochę zmieniliśmy podejście do geocachingu.
Ze zdobywania kilkunastu (rekord to chyba z 30) skrzynek na dzień musieliśmy zwolnić i znalezienie 5 skrzynek w ciągu jednego dnia jest już wyczynem. Myślę, że to się zmieni jak chłopaki trochę podrosną i bardziej się wkręcą w „szukanie skarbów”.
Powroty… są dobrym rodzajem skrzynek, aby rozbudzić w dziecku ciekawość i spostrzegawczość. Przy okazji przemycić też trochę wiedzy architektoniczno-budowlano-historycznej, nawet takiemu 2,5 latkowi, jakim jest Małoletni. Przed wyjazdem wydrukowałam na kartce A4 wspomniane wyżej stare zdjęcia. Jadąc na miejsce trzymał kartkę na kolanach, więc miał czas przyjrzeć się poszczególnym obrazkom.
Przygotowując się do wycieczki, przy pomocy Street View na Google Maps poszukałam, gdzie mniej więcej jest jaki budynek ze zdjęcia. Jak dochodziliśmy w danąokolicę, to pokazywałam Małoletniemu, które zdjęcie nas teraz interesuje. Następnie omawialiśmy to co widzimy na zdjęciu – zadawałam pytania np. co to jest? – kościół – czy kościół ma wieżę? – tak, tutaj. i tutaj taką malutką – tak, ta malutka na dachu nazywa się „sygnaturka” – „sygnatulka” ;) Po czym Małoletni się rozglądał i bez większego problemu pokazywał gdzie jest szukany obiekt, a dla pewności (i utrwalenia) porównywaliśmy charakterystyczne elementy. Co więcej, jak tylko wysiedliśmy z auta na rynku, rozejrzał się i krzyknął „Mama patrz, to pasuje” i wskazał na dawny kościół ewangelicki z charakterystyczną wieżą przypominającą ołówek, oraz na zdjęcie go przedstawiający.
Nowy Staw jest niewielkim miasteczkiem, zamieszkałą przez niewiele ponad 4 tysiące mieszkańców. Prawo lokacyjne otrzymał na początku XIV wieku, jednak nie miał łatwo – był wielokrotnie niszczony przez wojny, epidemie, pożar. Zachował się jednak charakterystyczny wydłużony rynek (42×250 m) z zlokalizowanym centralnie kościołem ewangelickim (obecnie galeria, otwarta tylko popołudniami) oraz usytuowaną na jego południowym krańcu kolegiatą pw. św. Mateusza. Poza tym zachowało się też kilka innych zabytków. M.in. słodownia, część zabudowań dawnej cukrowni, dom podcieniowy, dworzec kolejowy, wieża ciśnień oraz część zabudowy mieszkalnej przylegająca do rynku i sąsiednich uliczek. Poszukując tych miejsc można zrobić kilkukilometrowy spacer przez senne miasteczko (chyba wszyscy w kościele byli, bo prawie nikogo na ulicach nie spotkaliśmy).





Postanowiwszy, że pojedziemy jeszcze do Nowego Dworu Gdańskiego, wybraliśmy krajoznawczy wariant trasy.
Pierwszy postój mieliśmy, w oddalonej o 3 km od Nowego Stawu, wsi Mirowo. Na południowym krańcu tej niewielkiej wsi znajduje się stary cmentarz mennonicki. Uporządkowany kilka lat temu, obecnie znowu zarasta dziką roślinnością.
Jadąc kolejne 3 km na północ (chociaż lepiej wrócić do głównej drogi i pojechać na około, chyba że dziurawe gruntówki Wam nie straszne) docieramy do wsi Tuja, gdzie znajduje się gotycki kościółek z XIII wieku z charakterystyczną, ośmioboczną wieżą. Kruchta do kościoła jest otwarta, więc przez kratę możemy zajrzeć do środka, a tam zobaczymy m.in. bogato złocony barokowy ołtarz. Jeśli się Wam poszczęści i wejdziecie do środka, to koniecznie spójrzcie w górę na krzyżowe i… gwiaździste sklepienia. Szczerze myślałam, że takie sklepienia to spotkamy w dużych kościołach miejskich, a nie w liczącej obecnie około 200 mieszkańców wsi. Wewnątrz kruchty znajdziemy postery z dokładniejszymi informacjami o kościele i przeprowadzonych w ostatnich latach pracach konserwatorskich.


Po przejechaniu kolejnych 2 km w kierunku północno-wschodnim, tak w połowie drogi pomiędzy głównymi zabudowaniami Tui oraz Orłowa znajdziemy Tujski Dom Podcieniowy w Orłowie. Jest on jednym z 3 zachowanych domów podcieniowych w tej liczącej około 500 mieszkańców wsi (czwarty jest mocno przekształcony – w tym ma zabudowany podcień).

Gdy w końcu dotarliśmy Nowego Dworu Gdańskiego udaliśmy się do Żuławskiego Parku Historycznego. Instytucja o nazwie kojarzącej się raczej ze sporej wielkości skansenem, okazała się muzeum regionalnym zlokalizowanym w budynku serowni z 1902 roku. Bilety są niedrogie (6 zł normalny, 3 zł ulgowy), w niedzielne popołudnie byliśmy jedynymi zwiedzającymi, więc 2,5 latek pytający się co 15 sekund „co to jest?” oraz „a można dotykać?” nikomu nie przeszkadzał. I o ile na drugie pytanie łatwo było odpowiedzieć (dla pewności Małoletni zapytał się pana sprzedającego bilety), to z drugim mieliśmy czasem problem. Wiemy jak działa wiatrak, jak wygląda ręczna syrena strażacka czy pamiętamy stare radia i telefony tarczowe, to jednak brak opisów poszczególnych eksponatów był dość dużym mankamentem. Mimo wszystko dobrze, że tam weszliśmy, bo oswajamy Małoletniego z muzeami przed wyjazdem na urlop, bo trochę ich planujemy odwiedzić. Wycieczkę zakończyliśmy na placu zabaw znajdującym się na skwerze przed muzeum ;)


A na koniec mapka, z zaznaczonymi miejscami, które zostały opisane w tekście powyżej. Enjoy!