Takie małe podsumowanie, ale i też informacje ogólne o organizacji naszego wyjazdu. Znajdą się tu też informacje jak planuję swoje nie tylko większe, ale również mniejsze wyjazdy.
Termin
Jak już zaplanuję dokąd się udać ustalam termin (z ewentualnymi współtowarzyszami podróży). Staram się wybrać termin poza wysokim sezonem. Pod uwagę biorę ewentualnie jakieś wydarzenia, np. kulturalne, na które chciałabym trafić. Ale na pewno patrzę również na pogodę, jaka w destynacji panuje w danym okresie (no trochę kiepsko jechać w najbardziej deszczowym/zimnym/gorącym miesiącu w roku). Mimo iż była to nasza podróż poślubna, zdecydowaliśmy się nie wyjeżdżać zaraz po ślubie (sierpień). W połowie września miałam już zobowiązania zawodowe, październik podobno jest właśnie najbardziej deszczowym miesiącem w roku. Wybór więc padł na koniec września i pierwsze dni października. Wybór okazał się trafny – na 12 dni jakie spędziliśmy na miejscu 2 były deszczowe (nigdy nie padało od rana do wieczora, tylko z przerwami, ale dość obficie – zawsze się znajdzie jakieś muzeum/galeria/kanjpka gdzie deszcz można przeczekać), pozostałe dni temperatura wahała się od 23 do 26 stopni, a woda w morzu cieplejsza niż latem w naszym rodzimym ;)
Samolot
Jak już wybraliśmy orientacyjny termin zaczęłam szukać połączenia. Rozpatrywałam zarówno wylot z naszego miasta, jak i sąsiednich (np. Warszawa Modlin, Bydgoszcz, Poznań). Przylot również brałam alternatywnie – Barcelona lub Girona. Najtańsze połączenie bezpośrednie znalazłam w tanich liniach lotniczych (Gdańsk-Girona) w wysokości 1700zł za dwie osoby w obie strony. Szukając po regularnych liniach okazało się, że Gdańsk-Barcelona (z mało uciążliwą przesiadką w Monachium) będzie nas kosztować 50zł więcej. Wybraliśmy więc opcje „droższą”, chociaż pewnie licząc dojazd do Girony, to wyszło na to samo.
Jeżeli mam do dyspozycji dwa tygodnie urlopu – wyjazd planuję na pn/wt a powrót na pt/sob. Bilety często w takie dni są tańsze. Dodatkowo przed wyjazdem mam czas spokojnie się spakować, a po powrocie zrobić pranie i zakupy na nadchodzący tydzień.
Kiedy kupuję bilety? Jeżeli wyjazd nie jest spontaniczny – bilety kupuję kilka miesięcy wcześniej.
Noclegi
Z jednej strony nie chcieliśmy wydawać majątku na noclegi, z drugiej strony chcieliśmy mieć zapewnioną prywatność i swobodę. W końcu nie były to tylko „coroczne wakacje”. W ten sposób odpadła opcja hostelu. Zaczęłam sprawdzać ceny hoteli oraz apartamentów. Wyszło na to, że te drugie rozwiązanie się bardziej opłaca. Co prawda nie mamy co dzień odkurzonego pokoju i świeżych ręczników, ale dostęp do prywatnej kuchni pozwala na zaoszczędzenie na wyżywieniu (no bo śniadanie czy przekąskę to nie problem sobie zrobić, a i czasem można kupić na targu świeże krewetki i samemu usmażyć z czosnkiem). Apartamenty można znaleźć bezpośrednio na stronach oferujących (często jeden właściciel ma kilka lokali, które prezentuje na swojej stronie), ale również na takich portalach www.homeaway.co.uk, www.wimdu.pl czy www.airbnb.pl (dwa ostatnie pobierają prowizję). Na portalach możemy znaleźć opinie innych użytkowników, zdjęć natomiast wrzuconych przez właściciela nie bierzcie zbyt dosłownie, bo zazwyczaj od zrobienia zdjęć przez apartament przewinęło się kilkadziesiąt osób. Dobrą opcją jest wybór na mapie – przynajmniej wiemy gdzie dany apartament się znajduje.
My niestety mieliśmy pecha co do mieszkania. Najpierw, na miesiąc przed wyjazdem, otrzymałam informację od właściciela, że przez poprzednich letników stracił licencje. Że owszem dalej jest gotowy nam udostępnić mieszkanie, ale w razie gdyby sąsiedzi czy policja się pytała, to mamy mówić, że jesteśmy dalekim kuzynostwem. Po szybkiej konsultacji z mężem zaczęłam szukać innego noclegu. Tak trafiliśmy na Carrer del Portal Nou, skąd uciekliśmy po 36 godzinach… ze względu na inwazję karaluchów. Wynajmujący zaoferował nam inny swój apartament, tym razem przy Carrer de la Petxina, gdzie już zostaliśmy do końca pobytu ;)
Zwiedzanie
Do większości wyjazdów przygotowuje się solidnie. Może się wydawać, że wszystko mam dokładnie zaplanowane, ale tak nie jest. Po prostu lubię wiedzieć co w danym miejscu można ciekawego zobaczyć, ale wcale to nie oznacza, że biegam po kolei od punktu A do punktu B. Rekonesans robię głównie w internecie. Przydatna jest wikipedia (najlepiej w rodzimym języku danego kraju), jak również wikimapia.org oraz strony danych miast/regionów (często gęsto są portale turystyczne stwarzane przez loklane samorządy). Przeglądam również polskie blogi oraz w miarę dostępności tradycyjne przewodniki. Oprócz adresów, które zaznaczam sobie na googlowskiej mapie, zbieram informacje o godzinach i cenach wstępów (w tym kiedy można wejść do danej atrakcji np. bez opłat).
Powyżej prezentuję moją mapę stworzoną na potrzeby wyjazdu do Barcelony. Nie są to oczywiście miejsca, które w całości zdołaliśmy zwiedzić. Wędrując po mieście zazwyczaj ustalam sobie 2-3 rzeczy, które danego dnia są do zobaczenia, ale spacerując po jakiejś okolicy wiedzieliśmy, że można skręcić np. przecznicę dalej i zobaczyć coś ciekawego. Z drugiej strony jak znaleźliśmy po drodze jakieś interesujące miejsce, to nie baliśmy się zboczyć z drogi.
Bilety, szczególnie do tych najbardziej popularnych atrakcji warto kupować przez internet. Często wystarczy pokazać QR Code w telefonie (nie ma konieczności druku biletu, wystarczy smartfon). Do niektórych lokalizacji istnieją również bilety łączone:
- ARTICKET – 6 galerii sztuki za 30€ (zamiast 60€)
- Museu d’Història de Barcelona – w wolny tłumaczeniu: Muzeum Historii Miasta Barcelony, za 7€ otrzymujemy bilet ważny przez 365 dni do wszystkich 10 oddziałów muzeum
- Ruta del Modernisme – szlak architektury modernistycznej – za 12€ dostajemy kartę zniżkową do kilkudziesięciu obiektów na trasie.
Transport publiczny
Barcelona ma dobrze rozbudowaną sieć komunikacji miejskiej (metro, autobusy, tramwaje, pociągi podmiejskie). Na przejazdy można kupić bilety jednorazowe, wieloprzejazdowe oraz czasowe (kilkudniowe). Pojedynczy przejazd kosztuje 2.15€. Wieloprzejazdowe bilety (np. T-10 za 10,30€, T-50 za 42,50€) mają tę zaletę (oprócz ceny), że z jednego biletu może krzystać kilka osób (po prostu kasujemy go tyle razy, ile osób z niego korzysta).
Specjalnie dla turystów jest stworzona BarcelonaCard, które można kupić w wersjach 2, 3, 4 i 5-dniowej (ceny od 30,60 do 50,20€), uprawniające do korzystania z transportu publicznego, wejścia do kilkunastu muzeów oraz zniżek w punktach partnerskich. Można też kupić bilety 2, 3, 4 i 5-dniowe na same przejazdy – tzw. Hola BCN!
Nasza wizyta w Barcelonie trwała 11 dni, poza tym byliśmy nastawieni głownie na poruszanie się pieszo, więc zdecydowaliśmy się na bilety T-10 (we dwójkę zużyliśmy dwa).
Jedzenie
Śniadania przygotowaliśmy sami, z lokalnych produktów. W ciągu dnia, zazwyczaj koło 13-14 zjadaliśmy tapasy (lub przygotowane przed wyjściem kanapki). Popołudniu lądowaliśmy w jakiejś knajpce (prawie za każdym razem innej), zamawialiśmy 2-3 porcje tapasów (kalmary, krewetki, nachosy, tortilla de patatas, itp.) i po mojito/sangrii/piwie. Czasem też w domu coś przygotowałam (krewetki z ryżem, łosoś z makaronem, wyżej wymienioną tortillie). Trochę żałuję, że mało kulinarna była ta podróż, ale z drugie strony, mi do szczęścia wystarczyły świeże krewetki, czosnek i oliwa, patelnia i kuchenka ;)